Czlonkowie spolecznosci Gesmo - dzien 13
Tego dnia musielismy wstac zdecydowanie wczesnie. Autobus wyjezdzal wczesnym rankiem o godz. 5.00. Godzina ta byla nie tylko trudna dla nas, ale rowniez dla obslugi hotelowej. Kiedy zeszlismy do recepcji okazalo sie, ze nikogo tam nie ma i nie ma nam kto otworzyc drzwi. Przez chwile krzyczelismy, ale nikt nie odpowiedzial na nawolywania. Kamila energicznie sprawdzila glowne wyjscie. Okazalo sie, ze bylo otwarte. Nie czekajac dluzej poszlismy w kierunku autobusu. Ciagle nie dawala nam spokoju mysl, iz nie rozliczylismy sie z obsluga hotelowa. Dotarlismy do autobusu. Wiekszosc osob juz byla na miejscu. Okazalo sie jednak, ze wyjezdzamy pol godziny pozniej, wiec postanowilismy wrocic do hotelu z nadzieja, ze tym razem spotkamy kogos z obslugi. Ufff... na szczescie znalazl sie ktos. Juz mielismy czarne wizje, iz zostaniemy zatrzymani na lotnisku w dniu odlotu i umieszczeniu w areszcie. Tymczasem obsluga hotelowa byla zdziwiona naszym pojawieniem, tak jak bysmy tam w ogole nie mieszkali. Uregulowalismy rachunek i wrocilismy do autobusu. Zajelismy nasze miejsca w autobusie deluxe :]
Jazda tego dnia wygladala niemal tak samo jak dzien wczesniej, no moze z tym wyjatkiem, ze gory w tym regionie byly jeszcze wyzsze. Najlepszym sposobem na przetrwanie byla bezustanna drzemka. Okolo godziny 16 po poludniu dotarlismy do miasta Leh - stolicy Ladakh, najbardziej gorzystego obszaru calych Indii, tu gdzie Himalaje spotykaja sie z Zanskarem oraz Indus przetacza swe wody. Miejsce, gdzie w zimowe miesiace, siedzac w jednym miejscu mozna nabawic sie poparzenia slonecznego czesci ciala wystawionej na slonce oraz odmrozic czesci ciala pozostawione w cieniu. Na miejscu odczulismy wyrazna roznice w stosunku do miast, ktore odwiedzalismy do tej pory. Nie bylo ono gwarne tak jak wiekszosc indyjskich miast. Bylo spokojna oaza wsrod gor, dla dusz spragnionych odpoczynku. W tej czesci regionu Ladakh zdecydowana wiekszosc mieszkancow ma rysy azjatyckie, co spowodowane bylo naplywem uchodzcow z Tybetu. Sprzedawcy byli duzo mniej natarczywi, choc rowniez szukali okazji do sprzedania swoich wyrobow.
W pierwszej kolejnosci udalismy sie na poszukiwanie hotelu. Kierujac sie wskazowkami z naszego przewodnika, udalismy sie miedzy innymi do hotelu Padma, ktory ostatecznie okazal sie najsensowniejszy w okolicy. Marzylismy tylko o jednym, zeby zjesc cos normalnego. Cos normalnego, to znaczy cos innego niz omlet z tostem czy ryz z warzywamy, ktore w ciagu dni spedzonych w domach na wodzie stanowily nasz monotonny, niezmienny zestaw posilkowy. Kamila bylaby w "stanie zabic", gdyby tylko ktos podal jej ryz z warzywami. Wychodzac z hotelu, menedzer zaproponowal nam wsparcie przewodnika. Jednak na slowo przewodnik dostawalismy gesiej skorki. Byl to drugi tydzien naszego miesiaca miodowego tymczasem prawie nigdzie nie wychodzilismy bez towarzystwa innych osob. Zdecydowanie zaprotestowalismy i na eksploracje miasta wybralismy sie sami.
Wiedzeni wskazowkami naszego przewodnika dotarlismy do restauracji Gesmo. Oczywiscie restauracji w rozumieni indyjskim. To znaczy w Polsce umiescilibysmy ja w obszarze barowym :-) Z radoscia na twarzach zaczelismy czytac kolejne pozycje menu, zeby dotrzec do tej, ktorej z ogromna nadzieja wypatrywalismy. Jest! Serwuja tutaj pizze. Wreszcie cos kontynentalnego, znajomego. I to jeszcze pizza! Dolozylismy jeszcze do tego zupe pomidorowa, tosty z serem i czosnkiem i bylismy w siodmym niebie. Pelni szczescia dopelnilo piwo zakupione w pobliskiej, innej restauracji.
Jazda tego dnia wygladala niemal tak samo jak dzien wczesniej, no moze z tym wyjatkiem, ze gory w tym regionie byly jeszcze wyzsze. Najlepszym sposobem na przetrwanie byla bezustanna drzemka. Okolo godziny 16 po poludniu dotarlismy do miasta Leh - stolicy Ladakh, najbardziej gorzystego obszaru calych Indii, tu gdzie Himalaje spotykaja sie z Zanskarem oraz Indus przetacza swe wody. Miejsce, gdzie w zimowe miesiace, siedzac w jednym miejscu mozna nabawic sie poparzenia slonecznego czesci ciala wystawionej na slonce oraz odmrozic czesci ciala pozostawione w cieniu. Na miejscu odczulismy wyrazna roznice w stosunku do miast, ktore odwiedzalismy do tej pory. Nie bylo ono gwarne tak jak wiekszosc indyjskich miast. Bylo spokojna oaza wsrod gor, dla dusz spragnionych odpoczynku. W tej czesci regionu Ladakh zdecydowana wiekszosc mieszkancow ma rysy azjatyckie, co spowodowane bylo naplywem uchodzcow z Tybetu. Sprzedawcy byli duzo mniej natarczywi, choc rowniez szukali okazji do sprzedania swoich wyrobow.
W pierwszej kolejnosci udalismy sie na poszukiwanie hotelu. Kierujac sie wskazowkami z naszego przewodnika, udalismy sie miedzy innymi do hotelu Padma, ktory ostatecznie okazal sie najsensowniejszy w okolicy. Marzylismy tylko o jednym, zeby zjesc cos normalnego. Cos normalnego, to znaczy cos innego niz omlet z tostem czy ryz z warzywamy, ktore w ciagu dni spedzonych w domach na wodzie stanowily nasz monotonny, niezmienny zestaw posilkowy. Kamila bylaby w "stanie zabic", gdyby tylko ktos podal jej ryz z warzywami. Wychodzac z hotelu, menedzer zaproponowal nam wsparcie przewodnika. Jednak na slowo przewodnik dostawalismy gesiej skorki. Byl to drugi tydzien naszego miesiaca miodowego tymczasem prawie nigdzie nie wychodzilismy bez towarzystwa innych osob. Zdecydowanie zaprotestowalismy i na eksploracje miasta wybralismy sie sami.
Wiedzeni wskazowkami naszego przewodnika dotarlismy do restauracji Gesmo. Oczywiscie restauracji w rozumieni indyjskim. To znaczy w Polsce umiescilibysmy ja w obszarze barowym :-) Z radoscia na twarzach zaczelismy czytac kolejne pozycje menu, zeby dotrzec do tej, ktorej z ogromna nadzieja wypatrywalismy. Jest! Serwuja tutaj pizze. Wreszcie cos kontynentalnego, znajomego. I to jeszcze pizza! Dolozylismy jeszcze do tego zupe pomidorowa, tosty z serem i czosnkiem i bylismy w siodmym niebie. Pelni szczescia dopelnilo piwo zakupione w pobliskiej, innej restauracji.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home