Domy na wodzie - dzien czwarty
Zanim wjechalismy na teren Kaszmiru, wszyscy obcokrajowcy w autobusie zostali poddani kontroli paszportowej. Nie byla to byle jaka kontrola. W pelni umundurowani zolnierze poprosili nas na bok, aby spisac odpowiednie dane z paszportu. Wpisali "Kamila Maria" zamiast Kamila Burbo :D i "Mariusz Henryk" zamiast Mariusz Sieraczkiewicz :-) Wyprowadzilismy ich z bledu. Mimo pierwszej obawy przez kontola, okazalo sie pozniej, ze byl to bardzo milo spedzony czas :D Zolnierze wypytywali nas skad jestesmy co robimy.
Potwierdzila sie refleksja dnia wczorajszego, ze nikt nie chce na tu skrzywdzic :D i ludzie sa bardzo przyjaznie nastawieni. Bardzo otwarcie nastawieni na obcokrajowcow i to powodowala, ze zaczynaismy czuc sie tu coraz lepiej. Mariusz dodaje ze "jak w domu" ale hmmm nie wiem czy moge sie z tym zgodzic. Nastwienie jestesmy na doswiadczanie tego miejsca, kultury. Czasem jest to bardzo intensywne doswiadczanie pod kazdym wzgledem.
Niecale dwie godziny pozniej bylismy juz na miejscu. Zastaly nas piekne widoki, piaszczyste plaze. Z dworca autobusowego odebral nas symaptyczny gosc imieniem Gulama (nie wiemy dlaczego, jego imie kojarzy nam sie z Golumem ;). Z niepokojem wygladalismy, ktora z lodzi stanie sie naszym domem na najblizsze 10 dni. Dlaczego z niepokojem? Niektore z nich wygladaly naprawde strasznie, az dziw ze jeszcze plywaly po wodzie. W myslach blagalismy, zeby tylko to nie byly wlasnie te. Podplynelismy szikara (tak nazywa sie tutejsze lodzie), do calkiem niezle wygladajacego frontu lodzi, jednak ta okazala sie domem wlasciciela. W glebi znajdowal sie dom na wodzie wygladajacy nieco gorzej. Nasz pokoj standardem nie przypominal ani hotelu, ani pokoju u matki. Z niepokojem przygladalismy sie jego katom. Bylo to pomieszcze zbudowanie glownie z dosc grubej dykty z oknami wychodzacymi na pobliskie gory. Tak. Ten przepiekny widok na Himalaje zrekompensowal nam wszelkie niedogodnosci naszego nowego lokum. Niestety lazienka tez jest wspolna, no ale w koncu jestesmy w Indiach. Pewnie moglibysmy trafic duzo gorzej. Zaraz po rozpakowaniu i kapieli nasz Golum zabral nas na wycieczke po okolicznej zatoczce. Bylo cudownie. Zobaczylismy wodne ogrody pelne lotosow, ktore wedlug opowiesci Goluma, zakwitaja co rano na jedna godzine. Plynelismy licznymi kanalikami przecinajacymi wodne ogrody. Obserwowalismy prace tutejszych kobiet. Widzielismy piekny zachod slonca na srodku jeziora. Zaraz po tej wyprawie czekala na nas przepyszna kolacja. Od tej pory przestalismy stronic od hinduskiego jedzenia. Kolacje zjedlismy w towarzystwie 2 japonczykow, niemieckiej pary i jednego anglika. Fajnie bylo posiedziec w tak miedzynarodowym gronie, aczkolwiek trudno bylo znalezc wspolny temat rozmow. Kolo godziny 23 udalismy sie na zasluzony odpoczynek. Zalozylismy, ze spimy do oporu, zeby odespac trudy dotychczasowych podrozy.
Zanim wjechalismy na teren Kaszmiru, wszyscy obcokrajowcy w autobusie zostali poddani kontroli paszportowej. Nie byla to byle jaka kontrola. W pelni umundurowani zolnierze poprosili nas na bok, aby spisac odpowiednie dane z paszportu. Wpisali "Kamila Maria" zamiast Kamila Burbo :D i "Mariusz Henryk" zamiast Mariusz Sieraczkiewicz :-) Wyprowadzilismy ich z bledu. Mimo pierwszej obawy przez kontola, okazalo sie pozniej, ze byl to bardzo milo spedzony czas :D Zolnierze wypytywali nas skad jestesmy co robimy.
Potwierdzila sie refleksja dnia wczorajszego, ze nikt nie chce na tu skrzywdzic :D i ludzie sa bardzo przyjaznie nastawieni. Bardzo otwarcie nastawieni na obcokrajowcow i to powodowala, ze zaczynaismy czuc sie tu coraz lepiej. Mariusz dodaje ze "jak w domu" ale hmmm nie wiem czy moge sie z tym zgodzic. Nastwienie jestesmy na doswiadczanie tego miejsca, kultury. Czasem jest to bardzo intensywne doswiadczanie pod kazdym wzgledem.
Niecale dwie godziny pozniej bylismy juz na miejscu. Zastaly nas piekne widoki, piaszczyste plaze. Z dworca autobusowego odebral nas symaptyczny gosc imieniem Gulama (nie wiemy dlaczego, jego imie kojarzy nam sie z Golumem ;). Z niepokojem wygladalismy, ktora z lodzi stanie sie naszym domem na najblizsze 10 dni. Dlaczego z niepokojem? Niektore z nich wygladaly naprawde strasznie, az dziw ze jeszcze plywaly po wodzie. W myslach blagalismy, zeby tylko to nie byly wlasnie te. Podplynelismy szikara (tak nazywa sie tutejsze lodzie), do calkiem niezle wygladajacego frontu lodzi, jednak ta okazala sie domem wlasciciela. W glebi znajdowal sie dom na wodzie wygladajacy nieco gorzej. Nasz pokoj standardem nie przypominal ani hotelu, ani pokoju u matki. Z niepokojem przygladalismy sie jego katom. Bylo to pomieszcze zbudowanie glownie z dosc grubej dykty z oknami wychodzacymi na pobliskie gory. Tak. Ten przepiekny widok na Himalaje zrekompensowal nam wszelkie niedogodnosci naszego nowego lokum. Niestety lazienka tez jest wspolna, no ale w koncu jestesmy w Indiach. Pewnie moglibysmy trafic duzo gorzej. Zaraz po rozpakowaniu i kapieli nasz Golum zabral nas na wycieczke po okolicznej zatoczce. Bylo cudownie. Zobaczylismy wodne ogrody pelne lotosow, ktore wedlug opowiesci Goluma, zakwitaja co rano na jedna godzine. Plynelismy licznymi kanalikami przecinajacymi wodne ogrody. Obserwowalismy prace tutejszych kobiet. Widzielismy piekny zachod slonca na srodku jeziora. Zaraz po tej wyprawie czekala na nas przepyszna kolacja. Od tej pory przestalismy stronic od hinduskiego jedzenia. Kolacje zjedlismy w towarzystwie 2 japonczykow, niemieckiej pary i jednego anglika. Fajnie bylo posiedziec w tak miedzynarodowym gronie, aczkolwiek trudno bylo znalezc wspolny temat rozmow. Kolo godziny 23 udalismy sie na zasluzony odpoczynek. Zalozylismy, ze spimy do oporu, zeby odespac trudy dotychczasowych podrozy.
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home