Podroz do Kaszmiru - dzien trzeci i polowa czwartego :D
W czwartek, kolo poludnia udalismy sie do naszego zaprzyjaznionego biura. Oczywiscie po zawilych rozliczeniach z matka wlasciciela i dajac sie po raz pierwszy porzadnie naciagnac na opate za tak zwana obsluge :D i najlepszym sie czasem zdarza.
W biurze oczywiscie czekal na nas nasz "przyjaciel" wlasciciel. Zagrozilismy mu, w zartach oczywiscie, ze jak cos bedzie nie tak, to Mariusz jako informatyk stworzy mega wirusa, ktory obiegnie caly swiat z informacja o tym jak nas oszukal :D no dobra zartujemy. Nasz wczorajszy przewodnik zawiozl nas na dworzec autobusowy hmmmm ... Juz coraz mniej nas dziwi i niepokoi sposob jazdy po ulicach. Na tak zwanym dworcu autobusowym czekal na nas tak zwany autobus delux. Nie bardzo wiemy co to mialo wspolnego z autobusem delux hmmm moze kolo niego stalo :D Wazne, ze mielismy miejsca obok siebie. Poza nami w autobusie jechaly 3 australijki, 1 francuska i jakis blizej niezidentyfikowany europejczyk. Podroz mijala nam bardzo szybko. Juz po pierwszych 30 minutach autobus zlapal gume. Niemniej jednak po jakis 30 minutach kierowcom udalo sie zmienic opone i kontynuowalismy podroz. Kozystajac z postoju zakupilismy chipsy ... majac nadzieje, ze doswiadczymy nowgo indyjskiego smaku. Niestety, znajomy smak uniemozliwil nam konsumpcje ich. Podroz do Kaszmiru przezylismy na coli (ku uciesze Mariusza :P), ciastkach od mamy (wielka buzka dla mamy:*), zakuponych chlebkach. Chlebki kupilismy podczas nocnego postoju w dzikim terenie dzungli, gdzie chlebki rosna na drzewach.
Sprawdzamy czy uwaznie czytacie :P:P:P No dobra nocny postoj byl, chlebki tez :D ale powstawaly w niesamowicie skomplikowanym procesie, gdzie jeden pan urabial ciasto, drugi ugniatal kulki z urobionego ciasta a trzeci mial hmmm jakis ogromny kamien w ogniu, na ktory rzucal urobione ciasto :D i po jakis 2,3 minutach byly upieczone chlebki. Innym potrawom balismy sie zaufac ... az do rana gdzie kupilismy kanapke z warzywami, ktora bez naszej zgody pan wrzucil na tluszcz i usmazyl. Byla intrygujaco dobra, ale niestety bardzo tlusta co odczuly nieco nasze zoladki ;(
Z czasem karajobraz za oknem zmienial sie. Wysuszone plaskie tereny ustepowaly gorskim, drzawiastym zboczom. Powietrze bylo duzo lzejsze i chlodniejsze a wlasciciele straganow mniej natarczywi. Droga wiodla przez bardzo krete gorskie serpentyny. Podziwialismy kierowce, jak udaje mu sie wyprzedzac inne samochody. Pokonanie 390 kilometrow z Jammu do Srinagar zajelo prawie 12 godzin. Po drodze mielismy jeszcze kontrole na wewnetrznej granicy Kaszmiru, ale o tym napiszemy juz jutro.
Pozdrawiamy wszystkich i idziemy swietowac Mariusza urodziny :D Myslami jestesmy tez z Toba Aga. Wszystkiego dobrego na nowej drodze zycia i zalujemy ze nie mozemy byc osobiscie. Caly czas jestesmy z Toba myslami :*:*:*
W czwartek, kolo poludnia udalismy sie do naszego zaprzyjaznionego biura. Oczywiscie po zawilych rozliczeniach z matka wlasciciela i dajac sie po raz pierwszy porzadnie naciagnac na opate za tak zwana obsluge :D i najlepszym sie czasem zdarza.
W biurze oczywiscie czekal na nas nasz "przyjaciel" wlasciciel. Zagrozilismy mu, w zartach oczywiscie, ze jak cos bedzie nie tak, to Mariusz jako informatyk stworzy mega wirusa, ktory obiegnie caly swiat z informacja o tym jak nas oszukal :D no dobra zartujemy. Nasz wczorajszy przewodnik zawiozl nas na dworzec autobusowy hmmmm ... Juz coraz mniej nas dziwi i niepokoi sposob jazdy po ulicach. Na tak zwanym dworcu autobusowym czekal na nas tak zwany autobus delux. Nie bardzo wiemy co to mialo wspolnego z autobusem delux hmmm moze kolo niego stalo :D Wazne, ze mielismy miejsca obok siebie. Poza nami w autobusie jechaly 3 australijki, 1 francuska i jakis blizej niezidentyfikowany europejczyk. Podroz mijala nam bardzo szybko. Juz po pierwszych 30 minutach autobus zlapal gume. Niemniej jednak po jakis 30 minutach kierowcom udalo sie zmienic opone i kontynuowalismy podroz. Kozystajac z postoju zakupilismy chipsy ... majac nadzieje, ze doswiadczymy nowgo indyjskiego smaku. Niestety, znajomy smak uniemozliwil nam konsumpcje ich. Podroz do Kaszmiru przezylismy na coli (ku uciesze Mariusza :P), ciastkach od mamy (wielka buzka dla mamy:*), zakuponych chlebkach. Chlebki kupilismy podczas nocnego postoju w dzikim terenie dzungli, gdzie chlebki rosna na drzewach.
Sprawdzamy czy uwaznie czytacie :P:P:P No dobra nocny postoj byl, chlebki tez :D ale powstawaly w niesamowicie skomplikowanym procesie, gdzie jeden pan urabial ciasto, drugi ugniatal kulki z urobionego ciasta a trzeci mial hmmm jakis ogromny kamien w ogniu, na ktory rzucal urobione ciasto :D i po jakis 2,3 minutach byly upieczone chlebki. Innym potrawom balismy sie zaufac ... az do rana gdzie kupilismy kanapke z warzywami, ktora bez naszej zgody pan wrzucil na tluszcz i usmazyl. Byla intrygujaco dobra, ale niestety bardzo tlusta co odczuly nieco nasze zoladki ;(
Z czasem karajobraz za oknem zmienial sie. Wysuszone plaskie tereny ustepowaly gorskim, drzawiastym zboczom. Powietrze bylo duzo lzejsze i chlodniejsze a wlasciciele straganow mniej natarczywi. Droga wiodla przez bardzo krete gorskie serpentyny. Podziwialismy kierowce, jak udaje mu sie wyprzedzac inne samochody. Pokonanie 390 kilometrow z Jammu do Srinagar zajelo prawie 12 godzin. Po drodze mielismy jeszcze kontrole na wewnetrznej granicy Kaszmiru, ale o tym napiszemy juz jutro.
Pozdrawiamy wszystkich i idziemy swietowac Mariusza urodziny :D Myslami jestesmy tez z Toba Aga. Wszystkiego dobrego na nowej drodze zycia i zalujemy ze nie mozemy byc osobiscie. Caly czas jestesmy z Toba myslami :*:*:*
0 Comments:
Prześlij komentarz
<< Home